poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Oczekiwanie to straszna męka.

Gdy człowiek już zdecyduje się na psa nie ma nic lepszego od myśli o tym, że "już, raptem" za 6 miesięcy będzie w moim domu mała puchata kulka. I pojawia się power do działania, który objawia się (przynajmniej w moim wypadku) czytaniem książek na temat psów, zabezpieczaniem kabli, które przecież piesek mógłby zlikwidować, ale z czasem gdy nie ma już wartościowych książek, a wszystkie kable zostały zabezpieczone, a pieski dopiero zostały poczęte zaczyna się męka... Ciągłe wchodzenie na stronę hodowli, na Fanpage'a hodowli w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji czy może już coś widać, czy na USG są dwa czy siedem maluchów, czy matka jeszcze biega, czy raczej woli poleżeć i się nie wysilać, a za tym wszystkim idą rozkminy: "Czy na pewno wystarczy tych szczeniąt dla mnie?", "Czy jak nie biega już teraz, to szczeniaki będą miały niski poziom energetyczny?", "Czy ta którą wybiorą dla mnie będzie miała ładne białe znaczenia? Ale to bez znaczenia.", "Ale te z brązowymi całymi pyszczkami chyba ładniejsze..." i tak dalej i tak dalej. W tym poście przybliżę troszkę moje wariactwa związane z oczekiwaniem na rudzielca.

My na psa zdecydowaliśmy się w kwietniu, w zasadzie to trochę przycisnąłem Angie wysyłając zapytania do hodowli, a gdy dostaliśmy odpowiedzi spojrzeliśmy na siebie i stwierdziliśmy, że jesteśmy szaleni i ten piesek to ogólnie jedno wielkie szaleństwo, więc oczywiście tym bardziej utwierdziliśmy się w przekonaniu, ze chcemy go mieć. Gdy tylko rezerwacja została przyjęta zaczęło się planowanie imienia, Angie ma całą kartkę zapisaną propozycjami imion, w dużej mierze zaczerpniętych ze słownika języka chorwackiego, który moje słońce uwielbia tak jak całą Chorwację. Ja nie szalałem z propozycjami, gdyż wydaje mi się że ciężko planować tego typu rzecz nie widząc przed sobą szczenięcia, choć nie ukrywam, że mam swoje typy na imię. W moim przypadku to szaleństwo związane z podjętą decyzją objawiało się w poszukiwaniu wszelkiej dostępnej na rynku wiedzy na temat najlepszych metod wychowywania szczeniąt. Jako pierwszą kupiłem książkę Pameli Dennison "Pozytywne szkolenie psów", pomimo bardzo ciekawych rozwiązań związanych z przekazywaniem dodatkowych informacji, czytało mi się ją bardzo ciężko.



wyd. Rebis



Z czasem, chodząc po Empiku odruchowo zaglądałem do działu poradników i sprawdzałem czy jest coś ciekawego o psach i w końcu trafiłem "Jak wychować idealnego psa" Cesara Millana. Książkę pochłonąłem w tempie błyskawicy, znalazłem tam wiele ciekawych rozwiązań odnośnie konkretnych niepożądanych sytuacji, ponad to zacząłem oglądać program Cesara, gdyż ciężko mi było uwierzyć, że to co pisze naprawdę działa. Ostatecznie nabyłem jeszcze dwie jego pozycje "Jak zostać przywódcą stada" oraz "Zaklinacz psów". Wyszło na to, że książki czytałem w odwróconej chronologii ale w niczym to nie przeszkadzało.










Książki przeczytałem, no i co dalej? To w takim razie zacząłem planować wydatki, "skąd klatka, jaka klatka, czy srebrna czy czarna, a czarna to ma cieńsze pręty, a może z plastikowym dnem, ale się łamie, a metalowe dudni, jaka karma, czy szelki czy obroża, a czy lepiej plecioną smycz, czy może parcianą" itd. A najlepsze w tym wszystkim, że o pieskach to nawet ptaszki jeszcze nie śpiewają, "Co z tego, przecież muszę być gotowy w każdej chwili!"


Jak dużo by się nie miało pomysłów, jak wiele rzeczy by się nie zrobiło to tak czy siak w pewnym momencie zabraknie tych czynności, które można by jeszcze wykonać i pozostaje siedzenie przed komputerem i odświeżanie strony, na której niewiele się zmienia. Po jakimś czasie pojawiają się szczeniaki, jest nowy power do działania, do oglądania zdjęć zrobionych po narodzinach, zachwycania się każdym z osobna, podziwiania umaszczenia i w pewnym momencie znowu okazuje się, że od dwóch tygodni ekscytuje się tymi samymi czterema zdjęciami, bo wstępnie już suczka została mi wybrana, oczywiście, że "Jest najpiękniejsza z miotu" i "...to przecież właśnie ją sobie wypatrzyłem", ale od ponad dwóch tygodni nic i znowu odświeżanie strony i czekanie "A może dziś?". Potem pojawiają się nowe zdjęcia i od nowa to samo. Tym oto sposobem dotarliśmy do miejsca, w którym obecnie się znajduję, oto kolejne zdjęcia, bo to już dziś! :)




Już widzę moje buty ;)

Puchata kulka


A w mojej wyobraźni butów ciąg dalszy.

Profil :)


4 tygodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz